Autor |
Wiadomość |
Al |
Wysłany: Pon 20:14, 31 Lip 2006 Temat postu: |
|
Znikam z siostrą na festiwal szekspirowski w gdańsku. Nie będzie nas 10 dni. Bądźcie grzeczni, to dostaniecie prezerwatywy z wypisanym monologiem omleta. |
|
|
Aeglos |
Wysłany: Pią 11:45, 30 Cze 2006 Temat postu: |
|
Możecie śmiało dawać- kto tu mówi, że będziemy przestrzegać zakazu? |
|
|
Foxburr |
Wysłany: Pią 10:18, 30 Cze 2006 Temat postu: |
|
Wiecie co poczekamy aż wrócicie i nigdzie się nie będziecie wybierać ok [/b] |
|
|
Aeglos |
Wysłany: Czw 19:41, 29 Cze 2006 Temat postu: |
|
Przez następne 4 dni znowu nas nie będzie. Postaramy się obejść zakaz i napisać zadania, lecz chyba jednak zwycięży Armand. |
|
|
Aeglos |
Wysłany: Sob 11:52, 24 Cze 2006 Temat postu: |
|
Brawo, Armand! Ja z Alvinem nominujemy od razu, bo w poniedziałek nie będzie już dostępu do netu. |
|
|
Foxburr |
Wysłany: Sob 11:46, 24 Cze 2006 Temat postu: |
|
Z racji, że wszyscy zadania oddaliście, a Aeglos i Alvin wyjeżdzają, czas przyznać plusa. Wszystkie zadania były fajne i długo myslelismy z Anarion komu przyznać "immunitet"... tym razem dostanie go Armand |
|
|
VIA/KTA |
Wysłany: Sob 11:04, 24 Cze 2006 Temat postu: |
|
ZAD. 2:
11.X.1477/30.VIII.1650
Wstałem około godziny szóstej, obudzony przez promienie słońca które przedostawało się przez okna. Przez kilka minut przeklinałem słońce, jednak gdy byłem już na dobre obudzony dokonałem porannej toalety. (...) Po zrobieniu jej, jak co dzień chciałem zjeść śniadanie. Teoretycznie mieszkam sam, ale w ogrodzie jest dom dla służby. Moja służba to: sprzątaczka Anabel, służący Wilhelm, kucharka Phlora, ogrodnik Durchein i jeszcze jedna służąca, Bactria. Na szczęście Phlora była w gotowości. Podeszłem do stołu i usiadłem, a kucharka podała mi truflowy torcik z Belgii. (...) Nie zwymiotowałem, ale nigdy nie lubiałem trufli. Pochwaliłem kucharkę:
- Gratuluję dobrego dania. Chociaż nie było w moim guście, to i tak było wspaniałe.
- Bardzo dziękuję, panie da Nathifiere.
Ok, poranne czynności skończone. Może oprócz przebrania się. Wybrałem jak na Utopię coś bardzo dziwnego, mianowicie czarny garnitur i krawat. Do pracy idę dopiero o 14:00, więc co zrobić do tego czasu? Hmmm... nie dokończyłem wczoraj książki. Może dzisiaj to zrobię? Kieruję się więc w stronę pałacowej biblioteki. Służba już pracuje w domciu. Oczywiście drzwi są tak wysoko, że muszę użyć magii, żeby je otworzyć.
- Ok...
Aktualnie stoję przed jednym z największych księgozbiorów świata. Chłodno trochę... to nic. Biorę pozostawioną na stole książkę i zasiadam w wygodnym fotelu.Włączam światło i daję nura w literaturę. Ponieważ szybko skończyłem książkę wziąłęm jakąś księgę historyczną o historii Utopii. Była ona w trzech tomach, każdy wielkości dwóch encyklopedii. "Obskoczyłem" dwa tomy, ale gdy to skończyłem była już 13:58. Czas się zdeportować do teatru.
- Bacto e stragonhe!
I stałem przed teatrem "Zwiędły Liść" w centrum Utopii. Wszedłem do niego, po czym poszedłem za kulisy, aby operować stamtąd grą aktorów. Przy okazji przejrzałem nowy scenariusz do przedstawienia i rzekłem do twórcy, że zrobimy takie przedstawienie 4.IX, a on, uszczęśliwiony wyszedł z teatru. Potem zrobiłem próbę przedstawienia "Bal Pełni Lata" z aktorami. Ostro na nich nakrzyczałem. (...) Próba wyszła jednak doskonale. No to jedziemy z tym koksem, to znaczy z nowym przedstawieniem. Widownia prawie pełna, aktorzy gotowi, a ja reżyseruję ich grę. To już nie wyszło cudnie, ale dobrze. Niestety, dyletant od technicznej obsługi przedstawienia co i rusz zmieniał oświetlenie (bez przerwy było albo mocne, albo słabe) i zaciągnął kurtynę trzy minuty przed tym, jak powinien to zrobić. Najgorsze było to, że po przedstawieniu włączył śnieg. Zwolniono tego idiotę i zamiast niego dano kogoś normalnego. Została jeszcze jedna sztuka. Tym razem publika musiała już dosłownie bić się o miejsca, gdyż miało to być wydarzenie roku. Emocje, emocje i jeszcze raz emocje... wszęsdzie w Utopii wisiały plakaty o tym wielkim przedstawieniu, a mają na nie przyjść sam Fastolph Foxburr i Gilraen Anarion, władcy Utopii! Miejmy nadzieję, że im się spodoba...
- AKCJA!
Na szczęście osoba zatrudniona tym razem nie była dyletantem. Co prawda w środku przedstawienia pomylono światła rampy i prawie je wyłączono, ale to da się wybaczyć. Przedstawienie roku ruszyło. Na scenę wyszła aktorka w pełnym makijażu twarzy, tzn. japońskim.
- Czemuż mój ukochany mnie opuścił? Co ja zawiniłam? Dlaczegóż muszę tu sama cierpieć te męki?
Wszystko szło świetnie, wręcz idealnie, a nawet mistycznie. Przedstawienie naprawdę podobało się publice, a na koniec, gdy wszyscy aktorzy mieli wyjść na scenę i się ukłonić, wyszedłem też ja, reżyser. Byliśmy obsypywani różami, żonkilami, narcyzami i w ogóle kwiatami. Ukłoniliśmy się wszyscy, a potem się rozeszliśmy, tak samo jak widownia. Ja zdeportowałem się z powrotem do domciu. Byłem zmęczony, więc od razu, w ubraniu, padłem na łóżeczko. Tak kończy się kolejny zwyczajny dzień. Nic nowego się nie wydarzyło, ale o 22:00 obudziłem się. Zapomniałem się umyć! Poprosiłem Phlorę o kolację. Poszedłem do jadalni i czekałem na nią parę minut, a ona podała mi smacznie wyglądające jedzonko, kawałek pieczeni. Zjadłem go, umyłem się, przebrałem i poszedłem lulu. |
|
|
Aeglos |
Wysłany: Sob 6:33, 24 Cze 2006 Temat postu: |
|
On prosił również w moim imieniu, a chyba oboje nie odpadniemy. |
|
|
Anarion |
Wysłany: Pią 21:54, 23 Cze 2006 Temat postu: |
|
Wybacz, ale jeszcze go nie znamy. i pozatym skąd wiesz że nie odpadniesz. Poprostu zrozumiemy jesli nie oddacie zadania, czy zoribmy długi czas. No coś się wymyśli. |
|
|
Al |
Wysłany: Pią 21:42, 23 Cze 2006 Temat postu: |
|
Prośba do władców. Z powodu, że ja i Aeglos pojutrze wyjeżdżamy, i nie możemy czekać, proszę o przesłanie mi tematu zadania na pw. My również wam prześlemy. Proszę o pozytywne rozpatrzenie prośby- Alvin |
|
|
Margot |
Wysłany: Czw 20:37, 22 Cze 2006 Temat postu: Zadanie 2 |
|
Mój zwyczajny dzień... Moje życie od przyjazdu tu zrobiło się dość monotonne. Ale zacznijmy od początku. Zazwyczaj budzę się, gdy poranne promyki słońca zaczynają przedzierać się przez okno mojej chaty. Wtedy wstaję i rozciągam firanki. W długiej i przewiewnej koszuli nocnej wychodzę się umyć do pobliskiej studi. Potem przebieram się w zwykły strój i idę do ogródka. Jakiś czas temu posadziłam tam warzywka i zioła. Podlewam je codziennie, teraz są już całkiem duże. Po oporządzeniu ogródka, czyli podlaniu wszystkiego i wyrwaniu chwastów, zaczynam nawoływać mojego orła. Jest bardzo wiernym kompanem i przylatuje na każde moje wezwanie. Zwykle po całonocnym polowaniu przynosi mi martwego ptaka lub królika. CZasem jednak nie przynosi nic. Wtedy zmuszona jestem sama szukać pożywienia. Na moim pięknym jednorożcu ruszam do puszczy. Tam mogę złapać sarnę czy zająca. Po owocnych łowach lubię zatrzymać się na polance w środku lasu. Tam rozpalam ognisko i piekę zdobycz. To miejsce miło mi się kojarzy, bo tam zawarłam pierwszą znajomość. Po zjedzeniu ponownie dosiadam konia i ruszam w stronę kliniki. Jestem medykiem. Zdarzają się różne przypadki. A to krasnolud nie trafił łomem w kamień, a to ktoś sie podtopił, lub poprostu zranił się przy pracy (lub miał za sobą bójkę). Wszystkim tym istotom pomagam jak umiem. Po skończeniu pracy ponownie idę poszukać jedzenia. Nad jeziorem pozwalam Magicowi się popaść, a sama łowię ryby. Zwykle udaje mi się schwytać dwie, które potem obrabiam i piekę przy ognisku. Po zaspokojeniu głodu udaję się w stronę domu. Jeśli sprzyja mi szczęście, spotykam kogoś znajomego, czasem nawet władców Utopii. W domu mam kozę. Doję ją więc, ponownie podlewam rośliny w ogórku i zamykam się w chacie. Przy świetle świec studiuję księgi magiczne, by zgłębić nieco swą wiedzę. Czasem zasypiam nad książką, zwykle jednak przebieram się i kładę się do łóżka. Następny dzień nie przyniesie zapewne niespodzianek, ale wyspać zawsze się trzeba.
OOC: uch, sory, że takie krótkie |
|
|
Al |
Wysłany: Czw 8:05, 22 Cze 2006 Temat postu: Zadanie numer 2 |
|
Alvin wyskoczył z łóżka z demonicznym rykiem. W pokoju obok mały Paul zaczął płakać. Z Ala natychmiast uszło powietrze, jak z przekłutego balonika. Nici z mrożącego krew w żyłach poranka. Poszedł do pokoju syna i wziął go na ręce. Przebrał go szybko i poszli do jadalni, czekając na śniadanie. Po chwili weszła jego siostra Aeglos, trzymając w rękach garnek z owsianką.
-Na śniadanie owsianka.- powiedziała. Na znak protestu Paul rzucił w nia miską. Chybił, niestety. "Tylko tak dalej, mały"- pomyślał dumny ojciec.
Gdy Aeglos z Paulem poleciała do klasztoru, Al również nie próżnował. Wydoił krowę i pojechał do szkoły oręża.
-No, dobra, młodzieży hitlerowska! Dzisiaj nauczę was posługiwać sie maczugą- narysował uproszczony rysunek maczugi na tablicy.- Maczuga to nabijana kamieniami pałka. Hoduje się ją, wbijając w korę młodego drzewa krzemienie lub inne kamienie. Maczugą należy walić w przeciwnika, ile wlezie. Dzisiaj pójdziemy do puszczy i każdy zrobi sobie własną maczugę.
Młodzież hitlerowska i niemłody już Otto wrzasnęła ochoczo. Alvin wyszedł z uczniami, śpiewając: "Hej, wypruj mu flaki, hej, wyrwij mu zęby!" do lasu.
Każdy z uczniów wykonał polecenie nauczyciela... no, prawie każdy. Otto nie za bardzo rozumiał, co znaczy "młode drzewo" i wbijał kamienie w najstarszy dąb w lesie. Kiedy Al wytłumaczył Ottowi, jak się robi maczugę, zarządził koniec lekcji.
Po lekcjach półelf wrócił do domu. Na obiad Aeglos dała mu surowego mięsa polarnego niedźwiedzia. Zdziwiony tą przesadną uległością siostrzyczki, zjadł je i poszedł do siebie ćwiczyć ryki. Gdy uznał, że jego bojowemu okrzykowi nie oprze się nawet Anarion, wywalił kopniakiem drzwi do pokoju siostry i ryknął:
-JEŚĆ!
Gdy dostał surową fokę, kolejny przysmak wikingów, zdziwił się jeszcze bardziej. Odkąd podwędził siorce książkę o wikingach, którą z kolei pożyczył jej Armand, postanowił żyć jak wiking. Podziwiał tych niepokonanych barbarzyńców i szczerze żałował, że już takich na świecie nie ma. Założył nawet z Ottem Bractwo Barbarzyńców. Szkoda, że nie ma już takich kobiet, jak Irial, które chciałyby wyjść za berserka.
Za ścianą ucichły odgłosy buntu Indian. Alvin przyszedł tam. Mały Paul spał na podłodze. Rezygnując na chwilę z reputacji złego wikinga podniósł syna i położył go do łóżka. Sam również nie łaził po domu długo i poszedł spać. |
|
|
Aeglos |
Wysłany: Śro 20:46, 21 Cze 2006 Temat postu: |
|
Aeglos obudziła się. Był jasny, słoneczny ranek. Na krześle miała juz przygotowane ubranie- fiołkową suknię ze srebrnymi ornamentami. Elfka włożyła suknię i weszła do jadalni. Czekali tam już na nią Paul i ubrany w skóry i hełm z rogami Alvin.
-Dzisiaj owsianka.- powiedziała, wnosząc garnek z parującą potrawą do pokoju. Chwilę później na ścianie obok elfki rozbił się talerzyk w kaczuszki.
-PAUL!- krzyknęła Aeglos.- Ile razy mam ci powtarzać, że nie wolno ci robić takich rzeczy? Za karę dzisiaj nie wyjdziesz na dwór, poza lekcjami w klasztorze, oczywiście.
Reszta śniadanie upłynęła w milczeniu. Po posiłku elfka zabrała syna na Śnieżka i poleciała z nim do klasztoru. Gdy wysadziła chłopca na dziedzińcu, poleciała na lekcje w szkole magii i czarodziejstwa Tehanu.
-Dziś nauczę was magii zaawansowanej.
Po klasie przebiegł szmer. Jak otąd uczyli się tylko przyrządzaniu prostych mikstur, rzucania nietrudnych czarów i łatwych, banalnych formułek. A tu proszę! Zaawansowana magia!
Aeglos zastukała wskaźnikiem w biurko.
-Proszę o ciszę! Dzisiaj nauczymy się tworzyć materialne iluzje!
-Pani Aenye ma hysia na punkcie iluzji- szepnął chłopak z drugiej ławki do kolegi.
-Chcesz sprawdzić, czy iluzyjna rózga działa, jak prawdziwa?- spytała Aeglos, teleportując się do ławki gaduły.- Marsz do kąta.
Chłopiec potulnie poszedł. Reszta lekcji upłynęła dość spokojnie.
Po pracy elfka poszła na równinę, trenować magię zaawansowaną. Następnie zaplanowała kolejną lekcję. Spojrzała na słońce. Pora na obiad. Zagwizdała po smoka. Przyleciał natychmiast. Elfka poleciała do klasztoru. Czekała na nią Aradora, najwyższa kapłanka klasztoru.
-Czy Paul coś zrobił?- Aeglos zadała pytanie retoryczne.
-Niestety tak. Na lekcji uzdrawiania zaatakował głową krocze brata Adornai. Chciałabym, by pani porozmawiała z nim o tym.
-Dobrze. PAUL! Czemu zaatakowałeś nauczyciela?
-Chciałem sprawdzić, jak dobrze leczy- powiedział bezczelnie trzylatek.
-Trzeba było poprosić, jak każdy normalny elf. Za karę nie dostaniesz ani jednego ciastka przez dwa tygodnie. Wsiadaj.
Paul wskoczył na Śnieżka. W domu elfka zastała brata, który zażądal surowego mięsa polarnego niedźwiedzia. Chcąc, nie chcąc wyczarowała mu żądany przysmak i zabrała się do gotowania pomidorowej dla siebie i swojego łobuza.
Po obiedzie Aeglos usiadła w swojej sypialni i zagłebiła się w magicznej księdze. Za ścianą Paul bawił się swoimi zabawkami, a Alvin ćwiczył ryki barbarzyńcy. Elfka nie mogła się uczyć w takim hałasie. Rzuciła wyciszenie na pokój i zabrała sie do przewracania stron.
Przeszkodził jej kilka godzin później głodny Alvin. Aeglos rzuciła w niego surową foką. Starczyło. Ale Paulowi nie. Elfka musiała więc ugotować mu kiełbaskę wieprzową. Sama złapała tylko jabłko i do późnej nocy studiowała księgę magii. O trzeciej zasnęła nad książką. |
|
|
Anarion |
Wysłany: Wto 12:59, 20 Cze 2006 Temat postu: |
|
OOC: może byle było fajnie i nam się spodobało |
|
|
Aeglos |
Wysłany: Wto 6:42, 20 Cze 2006 Temat postu: |
|
OOC: kogo nazywasz człowiekiem małej wiary, Margot? A czy zadanie może być wykonane w formie wpisu do pamiętnika? |
|
|